piątek, 12 września 2014

Koniec

Udostępniłem zdjęcia. Dodałem zdjęcia z każdego dnia do odpowiedniego wpisu na blogu. Jako całość łatwiej je oglądać tutaj.
Zdjęcia są tylko bardzo szybko przejrzane, bashowym jednolinijkowcem porozdzielane do katalogów i przeskalowane, po czym wrzucone na google drive. Niektóre są nienajlepsze, albo powtarzają się, ale zbyt dużo ich, żeby je pojedynczo edytować.

Ten wyjazd, to świetne przeżycie, więc polecam każdemu taką albo podobną trasę.

Ponieważ zysków zbyt wiele, aby wypisywać, to zamiast tego lista strat:  ;-)
  • Zgubiłem wewnątrz namiotu odtwarzacz muzyki (ze słuchawkami!) i do tej pory go nie znalazłem;
  • Trąbka na kierownicy rozpadła się gdy szybko zjeżdżałem z wzgórza po przekroczeniu Słowackiej granicy;
  • Osłony na stopy przeciw wiatrowi spadły podczas suszenia z tylnej sakwy gdy jechałem (szkoda, dobrze sprawdzały się założone na sandały w chłodne ranki);
  • Kask rowerowy zostawiłem w autobusie z Wiednia do Brna.
Ale jednak coś napiszę o sprzęcie dla pamięci:
  • Rower sprawdził się świetnie. Dobrze mieć WD-40 i użyć po deszczu. Nóżka jednak bardzo się przydaje, więc kupiłem Decathlonie w Gyor.
  • Nowa kurtka zakupiona promocyjnie w Skalniku też. W komplecie z nieprzemakalnymi spodniami da się bez problemu jechać w deszczu.
  • Pożyczone sakwy Ortlieb również. Sakwa na przód to świetna sprawa (szczególnie gdy ma się sakwy takie jak Ortlieb, przy których trzeba się namęczyć, żeby dostać się do zawartośći).
  • Bielizna termoaktywna mało się przydała, bo ciepło było, ale wyobrażam sobie, że w innych warunkach mogłaby być przydatna. To samo z nogawkami rowerowymi. Miałem cienki polar, ale używałem go tylko jako poduszkę. Znowu, w innych warunkach mógłby być przydatny.
  • Chusty ani razu nie nałożyłem (kask dostatecznie osłaniał od słońca).
  • Taśma klejąca przydatna. Worki na śmieci przydały się gdy namiot zaczął nabierać wody, aby woda nie przesiąkała przez matę do śpiwora. Drugi raz przydały się, gdy musiałem udawać, że rower jest zapakowany do transportu.
  • Dobrze jak mata nie ma dziur, bo jak ma, to woda zbierająca się na dnie namiotu przesiąka do śpiwora.
  • Idealny byłby namiot, który nie nabiera wody podczas deszczu. Ten który mam jest dość stary i chyba materiał się nieco rozciągnął, przez co źle się układa. W niektórych miejscach materiał powłoki dotyka siatki wywietrznika i tamtędy do środka dostaje się woda. Oprócz tego w miejscach szwów były taśmy (chyba aby uszczelniać). Taśmy te poodpadały, bo klej się zestarzał, ale akurat tamtędy woda nie dostawała się do środka.
  • Z tym ze namiot podpiety byl pod rama nie mialem problemow.
  • Palnik bez problemów. Butla 2,5l starczyła na wyjazd i jeszcze chyba sporo zostało (gotowałem zazwyczaj raz dziennie, tylko gdy nie spałem na polu namiotowym, bo tam były kuchenki elektryczne).
  • Z menazki korzystalem tylko z najmniejszego garnka, wiec pewnie wystarczylby wiekszy kubek zamiast niej.
  • Mialem gumy do mocowania, zeby ew cos zamocowac na sakwach z tylu, ale ani razu ich nie uzylem. Swietnie sprawdzaly sie tasmy mocujace (nieelastyczne).
  • Okularow przeciwslonecznych ani razu nie nalozylem, ale krem przeciwsloneczny bardzo przydatny.
  • Wielofunkcyjny klucz rowerowy (taki kawalek blachy z powycinanymi ksztaltami) nie bardzo nadaje sie do odkrecenia pedalow.
  • Osmand jako nawigacja sprawdzil sie. Opcja wyszukiwania trasy dla roweru dziala roznie (czasem pokieruje na polna droge, czasem glowna droga), ale da sie mu przemowic do rozsadku dodajac punkty posrednie. Bateria zewnetrzna firmy Forever tez byla dobrym pomyslem. Udalo mi sie ja rozladowac tylko do polowy. Mysle, ze spokojnie da sie obyc tydzien bez pradu uzywajac nawigacji w telefonie. Uchwyt na telefon na kierownice tez przydatny.
Kolejna relacja w przyszłym roku ;-)

czwartek, 11 września 2014

Dzien 24 - Wrocław

Droga z Lichkova do Międzylesia okazała się wspinaczką na wzgórze i później zjazdem z tego wzgórza. Piękne widoki na pagórki po stronie czeskiej, a zjazd do Międzylesia przyjemny.
W Międzylesiu byłem około 9:30. Spóźniłem się na poranny pociąg i musiałem poczekać na następny o 12:53, zwiedzałem więc. Misteczko nie zachwyca, ale spodobał mi się zamek (teraz to hotel, jest restauracja, można też zwiedzać z przewodnikiem). Przesiedziałem tam większość czasu: przy książce, kawie, jedząc obiad, bo padał deszcz.
Bez większych problemów wróciłem do Wrocławia (W Kłodzku musiałem przesiąść się do innego pociągu, bo ten którym jechaliśmy był popsuty i konduktor obawiał się, że nie dojedziemy...).
We Wrocławiu nadal padało, ale dobra kurtka, nieprzemakalne spodnie i świetne sakwy jeszcze raz się sprawdziły :)

środa, 10 września 2014

Dzien 23 - Lichkov

Dzisiaj probowalem wrocic do Wroclawia.

Najpierw pojechalem busem do Brna. Anton zapewnial, ze nie ma problemu, ze byc moze tylko kaza mi zdjac przednie kolo. Jednak kierowca powiedzial, ze rower ma byc zapakowany, zdjete kolo, zdjete rogi z kierownicy, odkrecone pedaly. Nie udalo mi sie odkrecic pedalow. Rower troche opakowalem w worki po smieciach z uzyciem tasmy klejacej.

W Brnie okazalo sie, ze polaczenia z Brna do Wroclawia, ktore zapewnialoby transport roweru wlasciwie nie ma. Da sie dojechac do Lichkov, choc dosc naokolo przez Pardubice (to moze lepiej bylo do Walbrzycha szukac...)
Ale kupilem bilet z palnem przejechania na rowerze z Lichkov do Miedzylesia skad sprawdzilem, ze sa pociagi przewozace rowery do Wroclawia z Miedzylesia.

Brno to ladne miasto. Jest zamek-twierdza na jednym wzgorzu, kosciol na innym. Calkiem sympatycznie wygladajace centrum.

Parenascie minut przed odjazdem pociagu zorientowalem sie, ze kask rowerowy zostal w autobusie. Dowiedzialem sie, ze jest Pradze i ze moge odebrac w Brnie o 19. Jednak nie zdecydowalem sie zostac. Zmiana biletu jest obciazana oplata 50%, a miejscowka i bilet na rower w ogole sie nie kwalifikuja. Byc moze ten przewoznik ma tez kursy do Wroclawia, to wtedy jest szansa odzyskac.

Dojechalem do Lichkov i tutaj rozlozylem namiot. Ladna polana. Ciesze sie, ze moge jeszcze raz na wyjezdzie przespac sie w namiocie.

wtorek, 9 września 2014

Dzien 22 - Wien

Troche przeszedlem sie po centrum Wiednia, ale dzisiaj zupelnie nie chcialo mi sie zwiedzac.
Zwiedzilem skarbnice katedry. Na swoj sposob niesamowite te kosci swietych przechowywane w relikwiarzach, jak zaby w gablocie muzeum przyrodniczego. Tu szczeka nietoperza, tu uzebienie swietego Jochana. Ale relikwiarze bardziej zdobione. Niektore przypominaja gabloty z motylami, tylko zamiast motyli sa kawalki cial roznych swietych. Tak samo popodpisywane i motyle i swieci.

Po obiedzie z noodli w pudle zasiadlem w parku by przy kawie czytac Idiote Dostojewskiego. Pozniej przenisolem sie nad Dunaj.

Jutro busem do Brna, tam rozejrze sie, przespie w okolicy lub w hostelu i pojutrze pociagiem do Wroclawia.

poniedziałek, 8 września 2014

Dzien 21 - Wien

Trasa z Bratyslawy do Wiednia jest naprawde ladna. Przez caly czas osobna droga, przez wiekszosc czasu zdala od ruchu. Prowadzi ona przez park narodowy.

Mimo, ze trasa taka latwa, to udalo mi sie zmylic droge. Mysle, ze przez to, ze zatrzymalem sie na chwile na radlera w barze dla cyklistow. Ale dzieki Osmandowi bez problemu trafilem z powrotem na trase.

Wieden juz troche poznalem rok temu, wiec bez problemu trafilem do parku ciagnacego sie wzdloz Dunaju i tym parkiem do Prater. Tam odnalazlem bar "all you can eat" znany tez sprzed roku i porzadnie sie najadlem.

Po czym wrocilem do parku poczytac ksiazke, bo nie chcialo mi sie jezdzic z bagazami po miescie, a Anton napisal, ze bedzie w domu 18:30.

Jutro przypomne sobie jak wyglada Wieden, a pozniej... jeszcze nie wiem.

niedziela, 7 września 2014

Dzien 20 - Bratislava

Zgodnie z zapowiedzia zwiedzalem muzea. Trzy zwiedzilem: muzemum przyrody, muzeum kultury zydowskiej, muzemum historyczne na zamku. Wszystkie byly ciekawe i czas szybko zlecial.

Na obiad jadlem niesamowicie dobre pierogi z serem i smietana. Teraz w Bratyslawie sa dni tradycyjnego rzemisola. Z tej okazji miala swoje stanowisko biofarma, gdzie sami hoduja owce i kozy, i pewnie dlatego te pierogi z ich stanowiska byly tak dobre. Zjadlem tez gulasz, tez byl dobry, ale w Wegrzech robia lepszy.

Pozniej bylem na piwie z Braňo.

Pozniej na prezentacji slowackiej agencji turystycznej, ktora organizuje podroze w rozne nieturystyczne miejsca, w ktore ciezko sie dostac. Ladne slajdy mieli.
Jutro Wieden.

sobota, 6 września 2014

Dzien 19 - Bratislava

Dzisiaj spotkalem sie z Braňo z Bratislavy. Zwiezalismy razem miasto (Braňo naprawde wiele potrafi opowiedziec o historii miasta). Wypilismy piwo, a teraz odpoczywam przy brzegu Dunaju na utowrzonej tutaj plazy z darmowym wifi :)
Nocuje u Braňo, a jutro jest dzien darmowych muzeow, wiec w planach mam zwiezanie.

Dzien 18 - Vodné dielo Čunovo

Dzien zaczalem od biegania. Pobieglem do twierdzy Monostori Erõd. Obiegniecie samej twierdzy okazalo sie problemem, bo sciezka ktora ladnie sie zaczela, wywiodla mnie w chaszcze. Za to w srodku twierdza jest naprawde warta zobaczenia. Jest to podobno najwieksza twierdza w Europie, chociaz nigdy nie uczestniczyla w zadnych walkach, tylko sluzyla jako miejsce szkolen. Teraz mozna swobodnie chodzic praktycznie po calej twierdzy. Wedrowalem korytarzami zupelnie sam, kotytarze te sa naprawde dlugie i uklad pomieszczen zawily, szczegolnie wewnatrz bastionow. Korytarze ida w gore, w dol, przechodza nad tunelami prowadzacymi do bram. Wszystko to jest zaprojektowane z matematyczna precyzja, wiec mozna jakos jednak sie polapac wysilajac wyobraznie przestrzenna i szukajac symetrii.

Przybieglem do kempingu poplywalem i poszedlem na obiad. Tu przysiadlo sie do mnie emrytowane malzenstwo. Zaczelismy rozmawiac i okazalo sie, ze Marlena (powiedzmy... niestety nie pamietam) wychowywala sie w Chicago i stad zna duzo Polakow. Dobrze sie rozmawialo i powiedzialem, ze zamierzam jechac pociagiem do Gyõr. W efekcie zostalem przez nich podwieziony, bo okazalo sie, ze wlasnie tam jada, maja samochod do ktorego bez problemu miesci sie rower w pozycji stojacej. W podziekowaniu dalem im wino, ktore wczesniej dostalem jako prezent na pozegnanie na kempingu w Budapeszcie.

W supermarkecie w Gyõr sptokalem starszego pana podrozujacego rowerm. Zaczalem z nim rozmawiac i okazlao sie, ze jedzie w przeciwnym kierunku, wiec zaczelismy sie wymieniac informacjami o tym jak droga wyglada. Okazalo sie, ze on jedzie w Finlandii do Izraela i ze generalnie podrozuje bez przerwy 8 lat, a moze dluzej (jak twierdzi internet). Glownie rowerm, choc tez na wielbladach. A oto artykul o nim.

Droga wzdluz Dunaju jest rzeczywiscie prosta i nawet troche nudna. Wieczorem dojechalem do Slowacji. Tuz za granica uslyszalem, ze jest jakis koncert w okolicy. Dzieki temu spojrzalem na mape w telefonie i znalazlem kemping. Okazalo sie, ze koncert to tylko impreza towarzyszaca wydarzeniu GeoAwards - pierwszemu zjazdowi geocacherow w Slowacji. Przy piwie zaczalem gadac ze slowakami, ktorzy zaprosili mnie, zebym w nocy poszedl z nimi na zabawe terenowa. W koncu poszedlem nie z nimi, tylko zostalem dokoptowany do grupy polakow i wegrow. Zabawa polegala na chodzeniu po lesie, gdzie bylo 12 stacji z przedmiotami do znalezienia, zadaniami do wykonania, zagadkami do rozwiazania na koniec aby odgadnac haslo. Niektowe zadania byly naprawde fajne. Skonczylo sie to jakos kolo 2:30, wiec spac poszedlem pozno.
A spalem na kempingu tutaj.

czwartek, 4 września 2014

Dzien 17 - Komárom-Komárno

Dzisiaj droga bez pieknych widokow, wzdloz glownej drogi.
Po drodze bylem atakowany przez chmary latajacych owadow (mrowek?), ale dojechalem do miasta Komárom.
Tutaj trafilem na restauracje z opcja "all you can eat" za ~1500 Ft. Tak mnie rozleniwilo to jedzenie, ze jak jeszcze dowiedzialem sie, ze sa wody termalne i kemping tuz obok, to stwierdzilem, ze zostaje.
Przyjemnie sie plywalo w prawie pustym basenie na powietrzu. Pomoczylem sie tez w tych wodach termalnych. Tutaj srednia wieku to okolo 70 lat. Rozleniwiajace jest lezenie w cieplej wodzie...
Zeby sie rozruszac przejechalem sie po okolicy, ale niewiele tu jest do zobaczenia oprocz fortow.
Forty sa trzy co najmniej: dwa po stronie Wegierskiej, jeden po Slowackiej.

Rozwazam jutro dojechanie do Gyōr pociagiem, bo trasa wyglada na nieciekawa: przez wiekszosc czasu po dosc duzej drodze publicznej, a za Gyōr juz ma byc osobna sciezka.

środa, 3 września 2014

Dzien 16 - Esztergom

Zgodnie z 2/3 prognoz jakie czytalem pogoda dzisiaj byla piekna. Trasa wzdloz Dunaju tez: widoki super, atrakcja w postaci przeprawy promem dwukrotnie. Czasem ta trasa rowerowa nr 6 bywa wyboista. Ale dzieki temu trzeba bylo powoli jechac i moglem pogadac z miejscowym rowerzysta.

Troche zaluje, ze ominalem Visegrád. Z drugiej strony rzeki ten zamek na szczycie wzgorza wygladal imponujaco.

W Esztergom jest bazylika, ktora goruje nad miastem i tuz obok zamek. Niestety za pozno zjawilem sie tam i juz zamknieta byla dla zwiedzajacych. Podziwialem za to z zewnatrz bazylike i spod bazyliki okolice (bardzo ladna panorama na Dunaj i miasto).

Nocleg w miejscu nieidealnym. Zdecydownie za duzo komarow tutaj. Moze dlatego, bo zblizam sie do miejscowosci Komarno ;)

PS
Po drodze napotkalem owoc jakiego nie znam. Wiele ich lezalo przy drodze. W smaku nijaki. Sok ma ciekawa barwe zieleni. Ktos wie co to i czy jadalne? :)
PPS
Kolejna tabliczka. Nie powiem gdzie to, ale powinno dac sie odczytac zgodnie z wikipedia.

wtorek, 2 września 2014

Dzien 15 - Budapest

Dzisiaj dla odmiany pogoda byla caly dzien dobra.

Wyspa sw. Malgorzaty naprawde ladna. Jestem pod wrazeniem, ze pelno tu biegaczy.

Bylem na wycieczce z przewodnikami (tak, z dwojka przewodnikow) o komunizmie w Wegrzech. Ciekawie opowiadali. I rzeczywiscie historia Wegier i Polski podobna jest. Ogolnie polecam free city tours tutaj.

Pozniej jakos bladzilem dosc losowo po miescie, az zrobilo sie ciemno.

Jutro chce ruszyc w droge, bo ciagnie mnie dalej. Ale chetnie kiedys wroce do Budapesztu na dluzej.

poniedziałek, 1 września 2014

Dzien 14 - Budapest

Dzisiaj praktycznie caly dzien padalo.

Zwiedzalem z przewodnikiem (free city tour) Budapest. Najpierw trase standardowa, pozniej dzielnice zydowska. Mam wrazenie, ze na naprawde dobrego przewodnika trafilem. Ciekawie opowiadal.

Przez poprzenia noc namiot zmienil sie w basen. Budapest znany jest z zazywania kapieli tutaj (jest wiele zrodel wod geotermalnych), ale raczej nie o to chodzi...

O, znowu lunelo. Ide do namiotu wymoczyc sie ;)